poniedziałek, 8 października 2018

Rozdział

Wybaczcie chamski tytuł, ale chciałam mieć pewność, że wszyscy zainteresowani tu zajrzą. Witam wszystkich, którzy tu trafili i którym zamieszczone tu trzy rozdziały się spodobały. Wiem, że porzuciłam tego bloga, ale nic straconego. Kontynuuję to opowiadanie na wattpadzie, ma już 4 rozdziały, ale zamierzam wkrótce wstawić kolejne    Tutaj daję do niego link:https://www.wattpad.com/story/138921544-the-originals-cast
Tam również piszę drugie opowiadanie- dotyczące bezpośrednio The Originals- Klausa, Rebekah, Elijah i Kola... Oraz skrywanej od stu lat tajemnicy ;) Tam rozdziałów jest więcej, bo aż dwadzieścia i wkrótce pojawią się kolejne. Wystarczy, że klikniecie w mój profil a wszystkiego się dowiecie. Na wattpadzie nazywam się Fairytale_For_Now i z tego co wiem nie trzeba być zalogowanym, żeby móc czytać zamieszczone tam prace. Jeśli jednak macie taką możliwość to zachęcam jednak do logowania, dzięki temu będziemy mogli nawiązać kontakt, będę mogła poznać wasze opinie, motywować się komentarzami i uczyć na wytykanych błędach a to najważniejsze z punktu widzenia autora.

Pozdrawiam Was cieplutko i do przeczytania (mam nadzieję) ;))

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Rozdział 2.

— Gdzie się poznaliście?   zapytał Joseph. Claire zrezygnowana pokręciła głową. 
— Na planie filmowym   odpowiedziała. 
— Ale chyba nie jesteście razem tak długo. Inaczej dowiedzielibyśmy się  od ciebie albo z prasy   ciągnął z zainteresowaniem przyglądając się jej zdenerwowanej minie. Siedzieli akurat w swoim nowym studio w sali przesłuchań oczekując kandydatów do roli Marcela.  Ponieważ postać ta miała mieć najwięcej wspólnego z Rebekah i Klausem Julie bardzo zależało na tym, żeby to właśnie ich odtwórcy byli czynnymi uczestnikami scen kastingowych. Pheobe wykorzystała wolny dzień i oddała się przyjemnościom wraz ze swoim ukochanym, który w przyszłym tygodniu musiał wrócić do Atlanty na rozpoczęcie zdjęć do Pamiętników a Daniel, który miał przyjechać z nimi do studia dla towarzystwa przepadł jak kamień w wodę gdy tylko odnalazł drogę do kateringu. Pech chciał, że Joseph należał do tego rodzaju ludzi, którzy uwielbiali się droczyć i byli na tyle uparci, że gdy coś sobie wbili do głowy nie było możliwości aby im to wyperswadować. A tak się nieszczęśliwie złożyło, że Joseph za punkt honoru obrał sobie odkrycie kim był tajemniczy ukochany przyjaciółki z planu. 
— Czy to takie ważne?  westchnęła Claire, gdy nieruchomo utkwione  w niej spojrzenie zaczęło ją krępować  pół roku. 
—  To długo   oszacował  jak udało ci się to ukrywać? 
—  Przepraszam czy to teleturniej z cyklu "sto pytań do"?  blondynka kpiąco uniosła brew.  
— Zadałem ci ich tylko  zawahał się i policzył na palcach  siedemnaście  dokończył i wyszczerzył się do niej w przebiegłym uśmiechu. 
Drzwi otworzyły się akurat w momencie, gdy Claire rzuciła się na niego z wojennym okrzykiem i zaczęła okładać po głowie zrulowanym scenariuszem. Rozbawiona Julie odchrząknęła znacząco a gdy oboje unieśli głowy w drzwiach dojrzeli Plec w towarzystwie Leslie Morgenstein i Giny Girolamo, oraz jakiegoś  mulata, którego nazwiska nie znali. Claire natychmiast spoważniała i wróciła na swoje miejsce a Joseph uśmiechnął się niewinnie, jak na profesjonalistę przystało. 
— Kochani, to jest Charles Micheal Davis — przedstawiła mulata Julie — Charles, oto moi aktorzy. Jak widzisz atmosfera między nami jest dosyć luźna — dodała, próbując ukryć śmiech — także gdybyśmy cię obsadzili na pewno byś się nie nudził. 
— Teraz mam jeszcze większą motywację — odparł Charles rozbawiony. 



— Słuchaj stary, rozumiem. Trzysta lat temu pomagałeś zbudować coś co dziś nazywam domem, ale nim dokończyłeś dzieła odszedłeś. A właściwie uciekłeś. Widziałem kurz, który wzniósł się za tobą. Rozejrzyj się teraz. Wampiry rządzą tym miastem, mam pod sobą wilkołaki a nawet znalazłem sposób, żeby uciszyć czarownice. Krwawe imprezy nigdy się nie kończą. Chcesz do tego dołączyć, zostać na chwilę? Świetnie. Co twoje to moje, ale to wciąż MOJE. Mój dom, moja rodzina, moje zasady. — akcentując kolejne zdania oczy Charlesa płonęły. Claire obejrzała się na Julie, która w skupieniu słuchała przytaczanych przez niego kwestii. Nie miała wątpliwości, że właśnie tak producentka wyobrażała sobie przywołanie Marcela do życia. 
— A co jeśli ktoś złamie te zasady? — zapytał Joseph mrocznym, choć miękkim jak jedwab klausowym głosem. 
— Wtedy umiera. Litość jest dla słabych, sam mnie tego uczyłeś. I nie jestem księciem, przyjacielu. 
JESTEM KRÓLEM! Okaż mi należny szacunek! — siła jego krzyku wzbudziła w Josephie myśl, że świetnie będzie pasować do klausowej furii, którą niejednokrotnie okaże względem siostry i rebekowego odzewu, który również wymaga od Claire każdorazowo dużej pojemności płuc. Z opóźnieniem jury zaczęło klaskać wyrażając uznanie dla aktorskiego kunsztu Charlesa. 
— Świetnie — pochwaliła Julie, zapisując coś w swoich notatkach — Charles, nie wiem do jakiego momentu dotarłeś w scenariuszu, który ci wysłałam, ale musisz wiedzieć, że Marcel jest dawnym kochankiem Rebekah. Największą miłością jej życia. Chciałabym zobaczyć jak wobec tego wyglądalibyście we wspólnych scenach. Claire, kochanie — zwróciła się do blondynki z matczyną czułością — strona osiemdziesiąt cztery. 
Claire otworzyła scenariusz na wskazanej stronie, żeby przypomnieć sobie scenę, o którą chodziło Julie. Cały skrypt miała w małym paluszku. Gdy ponownie uniosła głowę usta wydęła wyniośle a w oczach pojawił się ten stalowy, zadziorny błysk. Nie była już Claire Holt, tylko Rebekah Mikealson, nieposkromioną, szaloną i bezsprzecznie niebezpieczną pierwotną wampirzycą. 
— Rebekah Mikelson — wymruczał Charles, ponownie wcielając się w rolę Marcela — przybyłaś dać mi kolejną lekcję? Ostatnim razem gdy cię widziałem Boyle Street płonęło a ty uciekałaś przed swoim tatusiem. 
Claire pozwoliła sobie na złagodzenie wyrazu twarzy, by dostroić się do uczuć swojej postaci. 
— Sądziłam, że nie żyjesz — powiedziała, jakby to miało usprawiedliwić jej zachowanie. W jej oczach błysnął smutek i ból, który zapewne Rebekah czuła na wspomnienie dawnej miłości. 
— Nie obejrzałaś się, by się przekonać — odparł nieprzejednanie — dlaczego wróciłaś? 
Mierzyli się na spojrzenia i gdyby nie wiedzieli, że to na potrzeby sceny Julie, Joseph, Gina i Leslie mogliby przysiąc, że między nimi jest napięcie i mnóstwo niedomówień. 
— Elijah — Claire przełknęła ciężko ślinę, sprawiając wrażenie jakby rzeczywiście martwiła się o brata. Jednocześnie zastanawiała się czy Rebekah wypowiadając imię pierwotnego nie chciała przypadkiem postawić między nimi silnego muru, który odgrodziłby ich od uczuć i namiętności, która musiała się między nimi pojawić — sądzę, że Klaus zrobił coś... 
— Dosyć — przerwał jej zdenerwowany — daj sobie spokój. Jeśli jest coś czego się o was nauczyłem to "nie wchodź w środek rodzinnych sporów". To nigdy nie kończy się dobrze. 
— Nawet po tym wszystkim co przeszedłeś. Wciąż się go boisz — zarzuciła mu.
— Nie boję się niczego — odparł hardo. Claire poszła o krok dalej, obeszła stół za którym do tej pory siedziała i niespiesznie zbliżyła się do Charlesa. Zatrzymała się na tyle blisko, że gdyby się nad nią pochylił mógłby ją bez trudu pocałować. 
— Jeśli dowiem się, że wiesz, gdzie jest Elijah, nie będziesz musiał dłużej obawiać się Klausa. Zabiję cię własnoręcznie. 
Znów cisza pełna napięcia i krok w tył Charlesa. 
— Można zatęsknić za tymi wybuchami i zwrotami akcji, szkoda, że nie potrafę  ci pomóc. Dobrze było cię zobaczyć. Powodzenia w znalezieniu tego czego szukasz. 
W studio rozległy się wiwaty. 
— Super — podsumowała Gina. 
— Zgadzam się — dodała Leslie. Julie wstała i wymieniła z Charlesem uścisk dłoni. 
— Damy ci znać w przyszłym tygodniu — zapewniła, kończąc spotkanie. 
— Macie chwilę przerwy — powiedziała do Josepha i Claire — świetnie się spisaliście. Idźcie teraz coś zjeść i spotkamy się tu za godzinę.Zostało nam jeszcze sześciu kandydatów. 

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Rozdział 1.

Claire nigdy nie uważała się za wielką gwiazdę. Nagrywając do Pamiętników mieszkała w niewielkiej wynajętej kawalerce. Tym bardziej zaskoczył ją apartamentowiec, do którego zaprowadzili ją znajomi. Znajdował się na obrzeżach Francuskiej Dzielnicy, w której, jak dowiedziała się z wczorajszej rozmowy telefonicznej z Julie, mieli nagrywać większość scen. Budynek był niepozorny, wysoki na sześć pięter, zbudowany z cegły stylizowanej na wczesne lata dwudzieste. Nic nie wskazywało na to, że znajduje się w nim portiernia czy luksusowa winda, którą wjechali na piąte piętro. Jasno oświetlonym korytarzem dotarli do drzwi numer dwieście szesnaście.
— To nasz apartament —  poinformowała ją Pheobe — obok, pod dwieście piętnaście, mieszkają chłopcy.
— Mówisz o nas jak o małych dzieciach — poskarżył się Daniel — nie zapominaj, że wszyscy jesteśmy od ciebie ze dwa razy starsi.
— Wybacz tatusiu, sądziłam po prostu, że jak przeciętny facet jesteś około dziesięciu lat opóźniony — skwitowała Pheobe — ale z tego co widzę masz w sobie dojrzałość trzydziestoczteroletniej kobiety.
Daniel zrobił obrażoną minę, gdy cała reszta towarzystwa wybuchnęła śmiechem.
— Chwileczkę — zamruczała Claire gdy Pheobe przekręciła klucz w zamku. Zmrużyła oczy i podejrzliwie wydęła wargi, podpierając się pod boki — a ty Paul? Gdzie właściwie nocowałeś? Hm?
Paul otworzył usta jakby coś chciał powiedzieć, ale po chwili je zamknął, jakby się rozmyślił. Zrobił dziwną minę, która spowodowała, że Joseph roześmiał się  na całe gardło.
— Na pewno nie z nami — skomentował, znacząco poruszając brwiami.
— Chodź Clairy, nie będziemy ich dłużej zawstydzać — dodał i obejmując blondynkę ramieniem poprowadził ją do lokalu, który od tej pory miał być jej domem.



Okazało się, że apartament składa się z dwóch pięter i antresoli, prowadzącej do lokalu numer dwieście piętnaście, zajmowanego przez Daniela i Josepha. W przedpokoju znajdowała się szeroka szafa na kurtki i płaszcze oraz regał na buty. Prowadził do przestronnego salonu utrzymanego w beżowo- brązowo- szarej tonacji. Na ścianie przeciwległej do drzwi wejściowych rozciągało się okno od podłogi aż do sufitu, prowadzące na taras z widokiem na różany ogród. Pośrodku salonu stała ośmioosobowa kanapa obita skórą w kolorze kawy z mlekiem, obok rozpostarty był puchowy dywan i ława, naprzeciwko zaś znajdowało się kino domowe i półki, wbudowane w ścianę. Z salonu przechodziło się do kuchennego aneksu, stylizowanego na styl barowy. Szeroki blat zabudowany był materiałem, imitującym morskie kamienie . Antresola służyła jedynie do przejścia z jednego lokalu do drugiego. Pomiędzy nimi znajdowały się drzwi, zamykane na klucz. Na piętrze zaś znajdowały się dwie sypialnie. Claire przypadła większa, ale za to z widokiem na ulicę. Utrzymana w jasnej tonacji, posiadała własną garderobę i łazienkę. Znajdujące się w centralnej części łóżko spokojnie pomieściłoby cztery średniej masywności osoby, naprzeciw łóżka zaś stała toaletka z wiśniowego drewna. Okno zaciągnięte było ciężkimi kotarami, zdecydowanie odcinającymi od ulicznego światła. Pheobe już dawno zdążyła się zadomowić, z rozbawieniem obserwowała więc entuzjazm przyjaciółki. Cieszyła się, że wreszcie po tylu latach znów będzie miała szansę z nią mieszkać.



Claire potrzebowała dwóch godzin na rozpakowanie się i odświeżenie po podróży. Wykąpała się, narzuciła na siebie czarne szorty i i różowy obcisły top, związała włosy w wysoki kucyk i zeszła do salonu. Akurat siedziała na kanapie zajadając przygotowane przez Pheobe frytki i przeglądając skrypt pierwszego i drugiego odcinka, gdy niespodziewanie rozległ się harmider nie z tej ziemi i do mieszkania wbiegli Joseph i Daniel. Dan pognał do kuchni, gdzie Pheobe i Paul coś pichcili chichocząc z czegoś, czego Claire dzięki Bogu nie mogła usłyszeć a Joseph rzucił się na kanapę obok niej.
— Byłem pierwszy — zawołał wesoło, co spotkało się z głośnym sprzeciwem Daniela.
— Chyba trzeba zamontować system antywłamaniowy albo wymienić zamki w drzwiach na górze, Pheobs — westchnęła Claire, nie odrywając oczu od scenariusza.
— No wiesz ty co? — Joseph złapał się za serce udając głęboką urazę — okrutna z ciebie kobieta. Musisz mi to jakoś wynagrodzić — to mówiąc wyrwał jej z ręki frytkę, którą właśnie do połowy obgryzła i zjadł ze smakiem.
— Nie uważasz, że powinni nas połączyć w parę? — zapytał po chwili, zaglądając jej przez ramię.
— Przecież jesteśmy rodzeństwem — zauważyła Claire trzeźwo, przewracając skrypt na stronę trzydziestą piątą. Właśnie przechodziła do sceny, gdy Rebekah ratuje Hayley przed gniewem Klausa, który dowiedział się, że próbowała pozbyć się ciąży.
— Po tysiącu lat kogo to interesuje?— wzruszył ramionami rezolutnie i położył głowę na jej kolanach akurat w momencie gdy do salonu wrócili Pheobe i Paul w towarzystwie Daniela, ciekawi rozgrywającej się właśnie dyskusji.
— Zapewne fanów, scenarzystów i producentów serialu, w którym nie ma miejsca na propagowanie kazirodztwa — odparła i z roztargnieniem zaczęła machinalnie przeczesywać jego włosy palcami.
— Klebekah ma więcej fanów niż obecnie Delena, Klaroline czy jakikolwiek inny paring — ciągnął przymykając oczy niczym małe dziecko, które właśnie zostało utulone przez matkę do snu — nawet nie wiesz ile powstało opowiadań i filmików dotyczących naszego duetu.
Claire zmarszczyła brwi i pochyliła się nad nim, żeby móc spojrzeć mu prosto w oczy.
— To chore — stwierdziła — nawet jak na ciebie Nik.
— Jako wampiry i tak nie możemy się rozmnażać a taka świadomość sprzyja romantycznym uniesieniom, Bex — odparł z wyraźnym rozbawieniem.
Przypatrująca im się od jakiegoś czasu Pheobe rzuciła pytające spojrzenie reszcie towarzystwa.
— Żałuj, że nie widziałaś jak przygotowują się do swoich scen  — westchnął Paul teatralnie.
Daniel wzruszył ramionami jakby chciał powiedzieć: "Normalka".
— Lepiej przywyknij. Czasem za bardzo wczuwają się w role — dodał — ja tam nie wiem jak Joe przy takiej dziewczynie może choć przez chwilę myśleć w kategoriach "brat-siostra". To prawie jak niedojedzenie budyniu wiedząc, że następnego nie dostanie się aż do świąt.
— Jesteś obrzydliwy —obruszyła się Claire rzucając w niego poduszką —oboje jesteście.
— Proszę żarłoku — wtrąciła Pheobe, wręczając Danielowi puchar wspomnianego budyniu, który chwilę wcześniej razem z Paulem przygotowała . Gillies zadowolony  z zapałem zabrał się do jedzenia i nagle metafora dotycząca tego przysmaku nabrała głębszego znaczenia.
Joseph, który chwilę wcześniej został brutalnie zmuszony, żeby się podnieść gdy Claire zerwała się z miejsca atakując Daniela poduszką, znów wygodnie umościł głowę na jej kolanach.
— Bylibyśmy najbardziej wybuchową ekranową parą wszechczasów — orzekł tonem, który zapewne miał zakończyć dyskusję — muszę o tym chyba pomówić z Julie.
— No nie wiem czy to dobry pomysł — Pheobe popukała się po brodzie palcem wskazującym udając głębokie zamyślenie — technicznie rzecz biorąc Claire dostała pozwolenie na granie w serialu tylko przez wzgląd na minimalną ilość romantycznych scen z udziałem Rebekah.
— Clairy kochanie, jesteś już chyba troszeczkę za stara na słuchanie się we wszystkim mamusi— zacmokał Dan wpychając sobie do gardła  wielką łyżkę deseru.
— Chyba że ta mamusia to seksowny, świetnie zbudowany i zabawny dwudziestopięciolatek — odparła Pheobe konspiracyjnym półszeptem.
Chłopcy z miejsca podchwycili temat. Joseph żywo zainteresowany podciągnął się na łokciach i spojrzał jej prosto w oczy.
— Clairy, masz faceta? — zapytał tonem dziesięciolatka zaskoczonego nowym związkiem matki.
— Czemu się nie pochwaliłaś? — dołączył Paul ze znaczącym uśmiechem.
— Tak, skróciła nasze wspólne wakacje na ibizie, żeby móc spędzić z nim ostatnie trzy tygodnie przed zdjęciami — wyjawiła Tonkin, z ledwością powstrzymując śmiech.
— Pheobe!
— No co? Takiego faceta ukrywać to grzech.
— Świetnie, jeśli gość, który jutro zostanie wybrany do roli Marcela będzie w związku to Joseph będzie oficjalnie jedyną osobą seksualnie sfrustrowaną w naszej ekipie — dodał Daniel.
Claire pokręciła głową z niedowierzaniem i zerwała się z miejsca.
— Wiecie co? Atmosfera tutaj zrobiła się zbyt gęsta jak dla mnie — stwierdziła z przekąsem i obróciła się na pięcie ruszając do swojej sypialni.
— Dokąd to? —  zawołał za nią Joseph — przecież jutro nie musisz jeszcze znać swoich kwestii. A nie, już wiem — dodał z odkrywczym uśmiechem — idziesz się poskarżyć swojemu chłopakowi, mam rację?
W odpowiedzi ujrzał but, przed którym musiał się uchylić  i usłyszał trzask zamykanych drzwi.
Pheobe wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem i po chwili reszta jej zawtórowała.
Byli bardzo ciekawi jutrzejszego kastingu, do którego Claire tak skrupulatnie się przygotowywała.